sobota, 14 czerwca 2014

Nieco inaczej o Sylwestrze Chęcińskim

            Dzięki postaciom Kargula i Pawlaka, Sylwester Chęciński to, od blisko czterdziestu lat, jeden z bardziej rozpoznawanych reżyserów. Jego filmy należą do różnych gatunków, a w centrum uwagi każdego z nich umieszczane są różne charaktery postaci. „Malarz polskich charakterów” w swoich produkcjach umiejętnie ukazuje prawdę o nas samych zabarwioną rozmaitymi emocjami, od nadziei i radości do obaw i niepewności. Dzięki swoim postaciom, w sprytny i niezauważalny sposób nakreśla panującego aktualnie ducha społeczeństwa i zmusza do głębszej refleksji.

 Rada Miejska przyznając Chęcińskiemu Nagrodę Wrocławia w 2000 roku tak uzasadniła swoją decyzję: „Chęciński po mistrzowsku miesza sprawy serio z zabawą, znakomicie buduje gagi, zderza je i pointuje. Bezbłędnie wykorzystuje dowcip sytuacyjny. Jego filmy autentycznie bawią, nie epatują wymyślonym nowatorstwem, są czytelne, bezpretensjonalne i proste w odbiorze.”

            Jednym z ważniejszych filmów dla samego Chęcińskiego jest Katastrofa z 1965 roku. Jej głównym bohaterem jest młody inżynier Grzegorz Hulewicz grany przez Stanisława Niwińskiego. Zaprojektował on most, który runął niedługo po budowie. W tytułowej katastrofie ginie parę osób, Hulewicz nie poczuwa się do winy. Wraz z rozwojem akcji filmu śledzimy również przebieg śledztwa mającego za zadanie ustalić winnego. Jak na dobrze skonstruowany film psychologiczno-obyczajowy przystało, Katastrofa to przede wszystkim obraz próbujący scharakteryzować moralność i obyczajowość środowiska inteligencji inżynierskiej, w której żyje bohater. Jest on również pytaniem o stan ducha polskiego społeczeństwa tamtego okresu, gdzie interesy działają „za przysługi” i na wszystko patrzy się z przymrużeniem oka.  Wszystko działa dopóki odnosi się sukcesy, a w przypadku niepowodzenia, każdy dba już wyłącznie o swój interes i próbuje oddalić od siebie nieszczęście. Nawet kosztem innych. W takich sytuacjach ten, kto ma najmniej szczęścia zostaje „kozłem ofiarnym”, w końcu ktoś musi być winny. Film kończy się sceną planowania ucieczki – wyjazdu do innego miasta – przez Hulewicza. Tylko, czy taki zabieg coś zmieni? Wszak wszędzie jest tak samo. Katastrofa.
            Innym filmem pytającym o społeczną moralność jest, powstały czterdzieści lat później, film pod tytułem Przybyli ułani z 2005 roku. To historia z małej miejscowości Osiek w przeddzień uroczystości upamiętnienia wyzwolenia wsi z rąk bolszewików. Marian (Zbigniew Zamachowski) pragnie, aby to jego teść odsłonił pamiątkową tablicę zamówioną specjalnie na tę okazję. Cała scena nie byłaby niczym niezwykłym, gdyby nie fakt, że prawdziwym interesem Mariana jest zdobycie od wójta przedłużenia koncesji na sprzedaż alkoholu i utrzymanie interesu. Ostatecznie rachunek za próbę osiągnięcia celu przewyższa jego faktyczną wartość. I tu Chęciński krytycznym okiem patrzy na postawę obywatelską narodu. Na upadek tradycji i szacunku dla niej, zanik wartości moralnych i przemianowanie ich na jedną, nową wartość jaką jest pieniądz. O tym wszystkim mówi za pomocą doskonale wyważonej lekkiej komedii, w której delikatny humor nie przyćmiewa powagi podjętego tematu, ale pozwala spokojnie przyjąć krytykę postawy społecznej, a co za tym idzie i nas samych. Przybyli ułani to produkcja stworzona na potrzeby telewizji, co dodatkowo pozwoliło wykorzystać szansę dotarcia do szerszego grona publiczności. Nie zostawia nas Chęciński jednak jedynie z wizją moralnego upadku. Daje cień szansy na odrodzenie się na nowo dawnych wartości.
            Mimo tak dużej różnicy czasowej między powstaniem obu filmów, najważniejszym chyba pytaniem jakie może nam się nasunąć, jest pytanie dotyczące aktualności obu poruszanych tematów. Media podają co jakiś czas informacje o wykorzystaniu innego niż przewidziany w projekcie materiału, przez co ukończone inwestycje nadają się od razu do remontu. Scena jak wyjęta z Katastrofy. Z drugiej strony, czy za wszystkimi przekrętami inwestycyjnymi nie kryją się pobudki finansowe? Wartość pieniądza przerasta wartość wspólnego dobra i społecznego zaufania. To już Przybyli ułani. Dwa filmy niezwykle mocno korespondujące ze sobą mi dużej odległości czasowej. Oba tematy aktualne zarówno w roku 1965 jak i 2005. Zamysł reżysera czy zwykły przypadek? Różni je tylko sposób opowieści dostosowany do czasów w jakich powstawały.